Kolejny dzień słabej pogody. Tym razem ruszamy we 3, Gofer ma już dość solidaryzowania się
Na szczycie wita nas wiatr i deszcz. Po chwili na szczęście ustaje i tak już zostanie do końca dnia.
Zjazd rozpoczynamy z Kashą gryzieniem gleby dokładnie w tym samym miejscu, przez dłuższą chwilę jazda nam niespecjalnie idzie. Potem wpadamy na szybkościówkę, na której wszystko mija i jedzie się wyśmienicie (jak to na Gornergrat przystało). Gofer niestety jest innego zdania – przy niegroźnej glebie zrobił niemal dziurę w goleni swoich 55. Zjazd do samego Zermatt przebiega bez żadnych problemów, trasą prawie identyczną do tej, z zeszlego roku. Masa kamieni, skałek, korzeni, switchbacków – nie ma miejsca na nude.
Z Zermatt do Tasch tradycyjnie dostajemy się genialnym trawersem biegnącym wzdłuż lini kolejowej.
I w ten sposób zaliczamy kolejny udany dzień.
Komentarze (0)