Poranek nas wita zachmurzonym niebiem, kilka kresek niższą temperaturą i spowitymi chmurami górami. Zostajemy na placu boju z Kashą we 2; Baukan nie jest w stanie jeździć, a Gofer postanawia solidaryzować się z nim i zostaje w domu.
Na tapetę idzie Rothorn. Tym razem bez ekscesów z wyciągami, szybko i sprawnie desantujemy się na 3104m. Do pełni szczęścia brakuje tylko czystego nieba.
Nasz planowany zjazd wiedzie granią Ritzengratu, potem trawersem Europaweg i którąś ze ścieżek wprost do Tasch. I odziwo udaje nam się w pełni wykonać plan. Bez żadnych problemów.
Zjazd jest cudowny – początek to lawirowanie między skałami na grani, potem długa seria genialnych switchbacków i trawers z bajecznym widokiem na całą dolinę Zermatt. Końcówka to kolejna seria switchbacków, kilka technicznych odcinków, szybkościówki… i parking. Cena za wyjazd jest horrendalnie wysoka, ale naprawdę warto.
Komentarze (0)